Dawno, dawno temu... -no dobra w końcu życie to nie bajka :) ...
a więc całkiem niedawno a dokładniej w zeszłym sezonie miałem wątpliwą
przyjemność "wyrycia nory". Przed dosłownym potraktowaniem tego
powiedzenia uratowało mnie jedynie to, że dość ciężko ryje się w asfalcie
a więc była to nora raczej płytka. Pewnego letniego wieczoru dostałem
cynk o małym spotkaniu towarzyskim w barze w Grodzisku Maz. więc
oczywiście moja kultura osobista nie pozwalała mi odmówić i nie dałem
na siebie długo czekać. Czas płynął bardzo przyjemnie - oczywiście przy
piwku BEZALKOCHOLOWYM (wersja oficjalna) jednak wszystko co dobre kiedyś
się kończy - a mianowicie w pewnym momencie zauważyłem dużą, czarną
chmurę kłębiastą która zasugerowała mi że nadchodzi pora deszczowa.
Jak się zapewne łatwo domyśleć w trybie dość pilnym wystartowałem zpowrotem.
Zauroczony miło spędzonym czasem (bo przecież piwo było bezalkoholowe)
nie zwróciłem uwagi że było dość późno a asfalt był wilgotny i dojeżdzając
do skrzyżowania postanowiłem powtórzyć ostatnio ćwiczony manewr czyli
hamowanie na przednim kole a więc wcisnąłem przedni hebel i.....
.....leżałem sobie relaksacyjnie na plecach obserwując piękne gwiaździste
niebo, którego urok psuł mi jedynie czarny kumulus - a tak poważnie to
wywaliło mnie przez przednią kierownice po czym zrobiłem fikołka i już
leżałem na plecach oceniając swoje uszkodzenia których po za obtartą ręką
na szczęście nie było (żal mi się jedynie zrobiło starszej pani która
to wszystko obserwowała i gdy już się zbierałem z asfaltu cała blada,
drżącym głosem zapytała czy nie wezwać pogotowia - ja odjechałem ale ona
tam została :P
PAMIĘTAJ: PROWADZISZ - NIE PIJ ...za dużo się rozlewa :)